wtorek, 10 grudnia 2019

Deluxe Quick Curl Cara - 1976

Tym razem nie o malowaniu i rootowaniu. Tym razem o wielkim szczęściu Mikołajowym, można powiedzieć. :D Właśnie w piątek zadzwoniła do mnie z Zakopanego kuzynka męża, która pracuje na straganie pod Gubałówką i powiedziała, że facet ze starociami ma kilka Barbie i czy chcę, to ona wyśle mi zdjęcia. No pewnie, że chcę! Oglądam zdjęcia biednych sponiewieranych Superstarek i nagle na jednym zdjęciu wypina się do mnie czarny kuperek z sygnaturą... - "© 1966 Mattel, Inc. U.S. & Foreign Patented Other Pat's. Pending Made in Taiwan" O! Jak sygnatura na pupie a nie na plecach, myślę sobie, to biorę w ciemno! A na następnym zdjęciu widać już było smutną właścicielkę kuperka. Oddzwoniłam do kuzynki, że ją biorę i że będę na drugi dzień, w sobotę w Zakopcu to ją odbiorę. Nie mogłam wytrzymać i napisałam do Ulli Cz Nardello, żeby skonsultować znalezisko. I Ulla odpisała, że to chyba Quick Curl Cara. Szukając w internecie po nazwie i sygnaturze okazało się, że nawet #9220 Deluxe Quick Curl Cara. Jeszcze bardziej nie mogłam się doczekać kiedy ją odbiorę. 
Zapłaciłam za nią 15zł. :) Byłam przeszczęśliwa. 

W domu oglądałam i oglądałam. Byłam przekonana, że będę musiała jej wymienić włoski, bo wyglądały jak źle przycięte i wystrzępione. Potem Ulla uświadomiła mi, że między włosami są cieniutkie druciki do szybkiego układania fryzur. Zaczęłam obmyślać, gdzie kupić takie cieniutkie druciki, żeby je dodać do nowych włosów. Ale kiedy zaczęłam ją czesać, okazało się, że włosy wcale nie są przycięte, tylko skołtunione na drucikach. Owszem, końcówki są zniszczone, ale raczej nie będę jej wymieniać włosów na nowe. 
Po myciu i ułożeniu włosków odzyskała swój dawny blask. Muszę jej tylko poszukać oryginalnej sukienki. Nie mogę oderwać od niej wzroku. Stoi teraz na biurku na honorowym miejscu. :))

Spełniło się moje marzenie o zdobyciu najpiękniejszych wintażowych murzynek  Mattela. Do pełni szczęścia brakuje mi jedynie Superstar Christie. Ale to póki co marzenia ściętej głowy.... 
Tym czasem jeszcze kilka zdjęć pięknej Cary :)
Uwielbiam ją!

poniedziałek, 18 listopada 2019

Zielonooka - repaint

Dziś chciałam przedstawić Zielonooką.
Dostałam dziewczątko do odratowania makijażu a jedynym życzeniem było aby miała zielone oczy.  

 
Barbie (trudno mi określić kim była wcześniej) odpoczęła w spa,

odwiedziła fryzjera, przycięła zniszczone końcówki, zakręciła loka,

 i podmalowała usta i oko na nowo. :)

Czy teraz może już iść z Kenem na randkę? Imprezy andrzejkowe tuż tuż.
Pozdrawiam serdecznie :)

wtorek, 15 października 2019

Hawaiian Barbie 1975 - repaint & reroot

Nie pisałam, i nie pisałam... ale o takiej lali grzech nie wspomnieć, choć jednym słówkiem.
Witajcie po kolejnej przerwie. Może jeszcze ktoś mnie pamięta? :)

Znajoma z forum, dla której zrobiłam Bild Lilli, po raz drugi zaufała mi i oddała w moje ręce śliczną Hawaiian Barbie z 1975 roku (mój rocznik, ale ciii ;))), której należało podarować drugie życie. Dostała nowe włoski i świeży makijaż. Oto małe fotostory:

I co myślicie? Może być?
Pozdrowienia i do mam nadzieję szybkiego zobaczenia! :)

poniedziałek, 18 marca 2019

Pos'n Tammy 1965

Po kolejnej przerwie miał być dziś post o ślicznej Takarze i jej ubranku, ale kiedy zaczęłam przeglądać zdjęcia, które nie bardzo mi wyszły, jak większość rzeczy ostatnio, do drzwi zadzwonił listonosz, w równie kiepskim nastroju jak mój. Spod pachy wyciągnął paczkę. Przez głowę przeleciały mi szybko myśli, czy ja coś ostatnio zamawiałam??? Czy może ktoś mi coś wysłał do zrobienia??? Nic takiego nie pamiętam. Na paczce przeczytałam nadawcę: Debi Krogness. O rany, kolejna myśl śmignęła przez głowę, czyżby odesłała mi swoją Bild Lilli??? Popsuła się. rozmazała!???

Zaniosłam paczkę do pokoju i trzęsącymi rękoma zaczęłam ją otwierać.
Jakież było moje zdziwienie kiedy moim oczom ukazało się lalkopodobne zawiniątko z folii bąbelkowej przewiązane czerwoną kokardką, małe torebeczki z zawartością.... i książeczka... 
i list od Debi! <3 AAAA!!!!

Dostałam skarby! Łzy stanęły mi w oczach. Nigdy nie dostałam w prezencie takich cudów...
Minęło już kilka godzin, a ja wciąż nie mogę wyjść z osłupienia.
Miałam pisać teraz na temat samej lalki, ale nijak nie mogę zebrać myśli. :)

Chyba najpierw zaprezentuję kreacje jakie przyszły z Tammy. Wszystkie oryginalne z metką Tammy.
 
Jest to laleczka Grown Up Tammy - Pos'n Tammy od Ideal'a z 1965 roku.
Posiada swoje oryginalne ubranko, czerwony kombinezon z białą kokardą. 
Sprzedawana była w pudełku stylizowanym na budkę telefoniczną, z aparatem telefonicznym i krzesełkiem w środku.
Znalezione obrazy dla zapytania grown up Tammy doll
zdjęcie z internetu
Sygnatura na główce: Ideal Toy Corp. T-12-E
Sygnatura na prawym biodrze: 1965 Ideal (w elipsie) T-12. 
Ciałko jest takie samo jak u Misty, Miss Clairol, o której kiedyś pisałam - zginane nogi i ręce. Ciekawostka jest taka, że moja lala ma wymienione rączki od małej Tammy :] Jednak ktoś to zrobił tak estetycznie, że trudno się z orientować, że powinny być inne. ;) Mnie to zupełnie nie przeszkadza.
Przepraszam za chaotyczne pisanie, ale sami rozumiecie... ;)


Debi, jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za taki wspaniały prezent! <3 

poniedziałek, 21 stycznia 2019

Bild Lilli #2

Pierwszy wpis w tym Nowym Roku 2019 będzie o mojej drugiej Bild Lilli. :) 
Tak naprawdę to już nie mojej bo w sobotę szczęśliwie dotarła do Ameryki do swojej właścicielki. 
Teraz mogę spokojnie o niej napisać. :)

A było to tak...
Po zobaczeniu mojej Bild Lilli na forum klonikowym na fb, pewna pani z Ameryki odezwała się do mnie na messengerze, czy nie zrobiłabym dla niej takiej lalki. Miała wysłać mi do przerobienia jedną ze swoich Wendy od Uneedy. Zgodziłam się chętnie, a ona wysłała. Lalka dotarła po dwóch tygodniach, cała i zdrowa. :) A ja po obejrzeniu jej zaczęłam łapać stres... no bo jednak inaczej robi się lalkę dla siebie, wtedy można coś sknocić bez większego bólu i przemilczeć ;) a inaczej jeżeli dostaje się lalkę od kogoś...
Okazało się, że Wendy miała plamy na skroni, których nie zauważyłam na zdjęciu, Pani zresztą też nie zwróciła na nie uwagi. Miała rozmazane brwi i różowe przebarwienia wkoło ust. Na szczęście pani nie spieszyło się i rozumiała, że wywabianie potrzebuje czasu.
Gdyby to było lato, to może poszłoby szybko, ale w listopadzie jak na złość nie mieliśmy w Krakowie zbyt wiele słońca. Mimo to pozbawiłam główkę włosów, namaściłam twarz i wystawiłam na parapet. Kiedy wyciągałam włoski okazało się, że główka ma strasznie wielkie dziury a żeby Bild Lilli wyglądała ładnie musi mieć włosy wszywane malutkimi kępkami bardzo blisko siebie. Ech... ale nie poddajemy się, prawda? Najpierw plamy. Wywabianie trwało koło miesiąca. Smarowałam plamy co kilka dni. Kiedy już buzia była czysta, trzeba było wziąć się za dziury w głowie. Próbowałam zakleić silikonem sanitarnym, ale nie łączył się z gumą. Guru od Fleur doradziła mi obkurczanie dziurek we wrzątku. Ale jak taka stara główka to zniesie? Spróbowałam, delikatnie zanurzać na łyżce, i udało się. Jednak podczas rerootu dziurki znowu się powiększały. Więc aby utworzyć ładną linię włosów zbliżoną do Lilli, trzeba było omijać linię dziurek Wendy. Przy każdej kępce włosów modliłam się, żeby nie poprzerywać dziurek. :D 
Później tylko fryzurka... i malowanie.. co to dla mnie, hehe.
W międzyczasie pani Natalia przygotowała mi piękne ubranko, a ja zajęłam się paskiem, butami, stojakiem i gazetką oraz przygotowywaniem pudełka do wysyłki.
Kiedy szczęśliwie poradziłam sobie z fryzurą trzeba było wziąć się za makijaż. I tu wreszcie odetchnęłam z ulgą, bo gdybym miała coś sknocić, to bym zmyła i zaczęła od początku. :D

Tak czy siak, sporo mnie to wszystko nerwów kosztowało bo jestem okropnym tchórzem i czarnowidzem, (choć z wielkimi chęciami). :))) Jednak udało się i wszystko dobrze się skończyło. Lilli dotarła do właścicielki, która była bardzo zadowolona.

...A ja bym chętnie zrobiła kolejną Lilli bo czuję jakiś niedosyt. ;)