piątek, 26 stycznia 2018

Debbie Drake 1963

Czekając na ubranko dla Silki, które uszyje moja Pani Natalia (głowa Silki jest już na karku ;) i korzystając z chwili wolnego czasu w tym zwariowanym tygodniu, pokażę Wam moją kolejną perełkę z 1963ego roku - Debbie Drake od Louisa Marxa.
Była już chwilę na mojej chciejliście, ale na aukcjach pojawiała się rzadko, a jak już to w cenie, że mi kapcie spadały.
Tym razem pokazała się w dość przystępnej cenie i nie mogłam sobie odmówić. Przyszła do mnie z body do ćwiczeń i piękną, szytą ręcznie suknią ślubną, rękawkami i welonem. :)

Nie wiele można wynaleźć informacji na jej temat. Laleczka nie posiada sygnatury, niektórzy twierdzą że została wyprodukowana przez firmę Reliable Toys tak jak Mitzi, z resztą z twarzy bardzo podobna, ale jednak Debbie i podobna do niej Marlene są laleczkami stworzonymi przez Louis'a Marxa. 
Debbie została zrobiona na podobieństwo telewizyjnej prezenterki Debbie Drake, która prowadziła poranne programy z ćwiczeniami fitness dla pań., lalka dostała również podobne trykotowe ubranko. Była wyjątkowa jak na tamte czasy, ponieważ ciałko było w pełni artykułowane, ruchome były: szyja, talia, ramiona, uda, łokcie, kolana i nadgarstki. Niczym nie różni się od dzisiejszych artykułowanych lalek, nooo, może pustym plastikiem. :)

Zastanawia mnie jedna rzecz, jeżeli firma wymyśla tak fajną laleczkę, z wyjątkowym ciałkiem, po co robi jej twarz do złudzenia przypominającą mold Barbie Bubblecut i to jeszcze z tak bardzo niedopracowanym makijażem, zamiast też coś zaprojektować od siebie? 
Szkoda, bo w oczach wielu osób Debbie staje się przez to kolejnym klonem Mattelowskich lalek, a wg. mnie jest to następny przykład na podstawie którego to Mattel powinien się uczyć jak powinna wyglądać lalka. ;)

Dość gadania, obejrzyjcie ślicznotkę :)


 
Dla mnie jest śliczna :)
Miłego weekendu!

poniedziałek, 15 stycznia 2018

Silkstone "Handmade" ;)

Witajcie :)
Aura jakoś nie sprzyja pisaniu bloga, ni to wiosna, ni to zima... choinka Bożonarodzeniowa na Wielkanoc, normalnie świat się kończy. 
Nie mogłam się zdecydować co pokazać, o czym napisać, a rok zaczął się nawet pracowicie. Postanowiłam między innymi poskładać sobie Barbie Silkstone – takie małe zrób to sam. ;)
Do tego celu kupiłam na Ebayu główkę rodem z Indonezji, a nawet dwie, bo doszłam do wniosku, że taniej mnie wyjdzie zrobienie sobie samej takiej Silki niż jej kupowanie, a one są takie piękne...

Jedna główka doszła dość szybko. Bardzo mi się podobała, ale kiedy wzięłam ją do ręki nagle pojęłam sens nazwy SilkStone... i mina mi zrzedła, bo wyobrażałam sobie, że zrobię główce reroot i poprawię makijaż. Nigdy nie miałam w ręku tych lalek, i nie miałam bladego pojęcia, że główki są twarde jak kamień, jakoś nigdy na to nie wpadłam. Wstyd! A moja główka ma dziurki tylko z przodu, jeden rząd od ucha do ucha, i to tak malutkie, że igła się nie przeciśnie, a co dopiero ucho igielne z włosami. Odpad z produkcji?
Zaczęłam nerwowo przeglądać internet za rerootami Silksone. Owszem, robią... ale nikt nie napisał jak :/ Jedna zagraniczna osoba tylko napisała, że nie jest to zabawa dla początkujących, i że cieszy się, że ma jeszcze palce he he (no cóż, jak się nie używa kombinerek? ;)) W ostateczności postanowiłam zrobić perukę, aż tu nagle mąż mój wyciągnął ze swoich przyborniczków, piękne, maciupeńkie, ręczne wiertełka. Oczka mi się zaświeciły i zęby rozbolały, bo przypomniało mi się czyszczenie kanałowe podobnym sprzętem ;) ale spróbowałam i okazało się, że da się robić dziurki w głowie! Ale nie za gęsto żeby skalp nie odpadł bo tworzywo nie jest elastyczne... jednak ucha igielnego z włosami nie przepchnę, bo igła się nie zgina w kierunku otworu w szyi. I co teraz? Albo reroot na kleju (muszę zrobić narządko) albo peruka... wciąż się zastanawiam.
Biurko małego sadysty ;)

Żeby nie było za wesoło, zaczęłam przymierzać główkę do ciałek jakie posiadam. I co? I nic! :D Żadne ciałko nie pasuje, do twardej główki, nijak się jej nie da nasadzić, a o jakimś wyglądzie nie wspomnę :)) Cóż, wybrałam sobie więc takie niepasujące ciałko. Jak ono się nazywa?

Nie mając jeszcze główki opracowałam patent mocowania łba na karku, który potem oczywiście wziął w łeb bo główka jak kamień ma niewzruszony twardy otwór przez który nic nie przejdzie bez konsekwencji. 
Oprócz ulepszenia patentu osadzania główki musiałam wymyślić również jak skrócić i lekko zwęzić szyję... 
I tutaj z pomocą znowu przyszedł mój mąż, pożyczając mi piękny zestaw do szlifowania i polerowania, normalnie taki męski sprzęt do robienia paznokci :D 
Oto co powinna posiadać każda dziewczynka bawiąca się lalkami ;)) 
Szlifowałam...
Polerowałam...

No i zmniejszyłam szyję (ale była zabawa! A ile kurzu ;) ), tak aby pasowała do główki... kupiłam mosiężny drucik do mocowania główki (jeszcze nie wiem na czym, bo opcja z koralikiem odpadła), i teraz dumam czy kupić gumkę (bo ktoś się nie bał i moją pożyczył) i robić perukę czy majstrować sprzęcik do rerootu klejonego, którego nie robiłam i nie lubię ze względu na gorszą jakość od supełkowego. 
Jak już coś wymyślę to będzie kolejny post :))) 
Tym czasem wieczorami robię jednej Halloweenowej Petrze reroocik supełkowy. 

Serdeczne pozdrowienia w Nowym Roku! :)