Trochę Halloweenowo, bo z wyglądu i na czasie ;)
W zeszłym tygodniu przybyło do mnie z dalekiej Dojczlandii pięć kloników.
Wygrałam je na aukcji za 19,09zł plus wysyłka, bo żal mi się ich strasznie zrobiło, że takie brzydkie i sponiewierane. Wygrałam to chyba zbyt wielkie słowo, bo nikt nawet nie spojrzał w ich stronę nawet w takiej cenie. :)
Pięć bidoków brudnych jak święta ziemia, z pomalowanymi twarzami i ze sfilcowanymi włoskami, ale też z ubrankami...równie brudnymi choć w całkiem nie złym stanie.
Pomyślałam sobie, że poćwiczę na nich wywabianie plam, malowanie i reroocik. Już bardziej chyba nie mogłabym im zaszkodzić.
Właścicielka miała chyba artystyczną duszę, sądząc po makijażach lalek.
Mało tego, zapragnęła jedną lalę obdarować ludzkimi włosami...
Wiecie co? Nigdy nie czułam obrzydzenia do ludzkich włosów... do momentu do póki nie wzięłam tej lali do rąk. Nie spodziewałam się, że cudze włosy znajdujące się z dala od głowy mogą powodować takie straszne fuj. Postanowiłam jak najszybciej pozbyć się tego z głowy lalki.
Ale to nie było takie proste. Ponad pół godziny wisiałam nad koszem na śmieci i próbowałam to oderwać, wyciąć i odpruć. Jej!!!
Jak patrzę na te zdjęcia to jeszcze mnie trzepie... Osoba najpierw skleiła te włosy na podobieństwo peruki a potem przykleiła i przyszyła je do głowy lalki. Fuj! Ale pokonałam potwora :)
Po walce szybko wrzuciłam lale do miski i moczyłam je w proszku do prania pół dnia a później szorowałam szczotą porządnie. Drugie pół dnia moczyłam w odplamiaczu ubranka, i chyba wyprałam z nich całe 52 lata istnienia bo tak brudnej wody dawno nie widziałam. :)
No i dziewczęta od razu zaczęły lepiej wyglądać. :)
Blondynkę z niebieskimi "cieniami" porwała córcia, twierdząc, że ma piękny makijaż i że baaardzo chce ją mieć (dziś poszły razem do przedszkola) :))) a pozostała czwórka czeka na ciąg dalszy, benzacne, reroorcik i malowanko. :)
Po kąpieli postanowiłam poszukać w internecie coś na ich temat, choć ciałka bez sygnatur to buźki znajome jakieś takie. No i dogrzebałam się. :) Okazało się, że zostałam właścicielką pięciu Petr von Plasty. Dwie panny z ciemnymi włoskami i wąskimi głowami pochodzą z lat 1964-65, a reszta z końca lat 60tych. :)
Odkąd pokochałam stare kloniki zawsze chciałam mieć jedną Petrę do kolekcji, jednak były jak dla mnie trochę za drogie.
No i kto by przypuszczał, że przez przypadek sama siebie tak obdaruję ;)))